W naszym domu nie obyło się bez haftowania. Nie mam na myśli ręcznych robótek, popularnych w zimę, ale choróbsko. Ja źle się czułam od rana. A po południu zaczął Nikoś. Chyba mam ciężką noc przed sobą. Cała rodzina jakaś niewyraźna. Po kolei każdego dopada. Ale my dzisiaj, ani wczoraj z nikim się nie widzieliśmy. Czy ten wirus jest sprzed kilku dni czy z powietrza? To ostatnie to najlepsze wytłumaczenie gdy się nie wie o co chodzi. Nikoś jest słaby i apatyczny, więc na pewno to nie przelewki. Ale ja mam cichą nadzieję, że nie utrzyma się TO długo.
Co za okropny czas. Może tylko dzieci nie narzekają na te uporczywe śniegi. Widziałam pogodę i odśnieżac będę musiała jeszcze przynajmniej do poniedziałku. Ale wkurza mnie to bardzo, bo z domu nie można się zbytnio ruszyć. Przecież nikt mnie nie wygania. Więc nie przesadzam i siedzę w domu, ale ile można. Jak tak wiało, jeszcze wczoraj, to nawet z młodym nie wyszłam przed dom.
A propos. Mój syn zrobił się taki duży i dorosły, że nie pozwala na to aby ktoś mówił do niego MAŁY. Jest przy tym trochę śmiechu, bo walczy jak lew. A jak chcę do niego tylko pieszczotliwie powiedzieć to jest awantura jak nie wiem co.
piątek, 29 stycznia 2010
Brr.....
Autor: Nikodem Chmielowiec o piątek, stycznia 29, 2010
Subscribe to:
Komentarze do posta (Atom)
0 Comments:
Post a Comment